5 września 2019r. z BPiCK w Trzciance odbyło się spotkanie z Anną Wiśniewską-Grabarczyk, autorką książki „Porzeczkowy Josef”.
Kiedy powstaje moja relacja, Autorka najpewniej przecina przestrzenie, kierując się do Łodzi lub do Warszawy, na kolejne spotkania autorskie. Wkrótce dotrze do Radomia, gdzie podczas wspaniałej gali, w gronie innych finalistów nagrody im. W. Gombrowicza pozna tegoroczny werdykt szanownego jury. Będę się temu przyglądać z dalekości geograficznej, ale w bliskości emocjonalnej. Nie tylko ja zresztą. Po trzcianeckim spotkaniu z Anną Wiśniewską – Grabarczyk, autorką „Porzeczkowego Josefa” niejedno ucho uwrażliwi się na dźwięk frazy „nagroda literacka” czy „nagroda Gombrowicza”, a za uchem podąży wspaniała myśl, że temat ten dotyczy Naszej Autorki, jak nazwała Annę pani Wiesława Szczygieł.
Spotkanie w Trzciance, w rodzinnym mieście Autorki, było pierwszym z cyklu wieczorów autorskich prezentujących książkę „Porzeczkowy Josef”. Wspomnienie tego spotkania na długo pozostanie w mojej pamięci. Anna zasiadająca na stylowej kanapie, po jednej stronie Pan Profesor, po drugiej stronie ja, a naprzeciwko nietuzinkowa publiczność, emanująca serdecznością, dumą, ciekawością i oczekiwaniem na coś niecodziennego.
I dzieje się to niecodzienne. Rozpoczynamy odczytaniem wstępnego fragmentu „Porzeczkowego Josefa”, na arenie wydarzeń pojawiają się główne persony „dramatu”, ujawniają główne wątki opowieści, a goście spotkania oswajają z jej niezwykłym klimatem – odrealnionym, migotliwym, niejednoznacznym. W rozmowie, która toczy się wartko, bo Anna Wiśniewska – Grabarczyk jest rozmówczynią doskonałą, wyruszamy na literacki rekonesans po miejscach znanych i nieznajomych jednocześnie. Topografii i historii tej Trzcianki nie uwiarygodnisz żadną mapą czy kroniką, gdyż jest to przestrzeń wyobraźni i pamięci Autorki. Funkcjonują w niej niezwykli bohaterowie, niełatwi do zdefiniowania, rozpoznania czy opisania, takie jak tytułowy Josef czy N’kulu, ale to konieczne składowe tej historii.
Najważniejsza jest jednak babcia – białowłosa, okrągła, do przytulania. Z fragmentów książki, z opowieści Autorki wyłania się jej niezwykle czuły portret, pulsujące emocjami wspomnienie więzi między babcią a wnuczką. Wybrzmiewa również żal, że się pewnych ciężarów z babcią nie niosło – z nieświadomości, bo z miłości pragnęłoby się wszystko znosić i dzielić.
Wspomnieniami dzieli się również wzruszona, bardzo przejęta chwilą mama Autorki i jest to dla mnie jedne z najważniejszych momentów tego spotkania.
To wzruszenie czuję właśnie teraz, gdy przypominam sobie twarz pani Ewy, zaszklone spojrzenia innych uczestników spotkania, którzy w „Porzeczkowym Josefie” znaleźli jakąś część swojej opowieści.
Spotkanie mogłoby się nie kończyć. Bo tyle jeszcze wątków do omówienia: przemiany ustrojowe w Trzciance, kulinaria. Bo cenzura, którą Anna zajmuje się naukowo, a o której opowiada ze swadą najlepszego gawędziarza, z charakterystyczną predylekcją do łamania zasady decorum, że i straszno, i śmieszno…
Naprawdę doskonała rozmowa.
Iwona Krasowska